„Z amerykańskiej kultury dość bezkrytycznie przyjęliśmy postrzeganie samochodu, jako synonimu wolności. Nasze realia różnią się jednak od amerykańskich. I nie każdy musi posiadać auto, aby czuć się wolnym. Nie wszystko jednak, co przychodzi z zachodu jest złe. Stamtąd dotarł do nas carsharing, a więc nowy sposób patrzenia na motoryzację. Duża dostępność carsharingu sprawia, że zaczyna on się stawać rozsądną i kuszącą finansowo alternatywą dla własnych czterech kółek. Europejskie przestrzenie nie przystają do tych amerykańskich. Odległości są mniejsze, a miasta ciaśniejsze. Transport publiczny też zwykle rozwinął się dobrze. Własnym samochodem natomiast stoimy tylko w korkach i szukamy miejsc parkingowych, których wciąż brakuje. W tej sytuacji własne auto zdaje się zbędnym luksusem. A w sytuacjach, w których luksus ten okazuje się niezbędny, ratuje nas carsharing. Zaletą carsharingu jest to, że samochód (wraz z wszystkimi jego wysokimi kosztami) mamy tylko wtedy, gdy naprawdę go potrzebujemy.”